Blog Dariusza Lipińskiego

Unia inna niż ta, do której wstępowaliśmy

leave a comment »

Dzisiejsza Unia Europejska tak bardzo różni się od siebie samej sprzed dwudziestu lat, że jest właściwie innym bytem. Jednak w Polsce mało kto zwraca na to uwagę. Okrągłą rocznicę naszego członkostwa obchodzimy nie jako roztropny, samodzielny, przygotowany do dorosłego życia dwudziestolatek, tylko jako wiecznie kilkuletni berbeć, szczęśliwy, że może beztrosko spędzać czas na zbudowanym z funduszy unijnych placu zabaw, nie martwiąc się o jutro, pełen ufności w dalszą opiekę pani przedszkolanki, w której dawno temu zakochał się, której zaufał i nadal we wszystkim słucha, mimo że w międzyczasie przedszkolanka postarzała się, stetryczała i wymaga kuracji oraz opieki. Zmiany są naprawdę ogromne.

Inne traktaty

Przede wszystkim obowiązują inne umowy. Traktat lizboński, który wszedł w życie 1 grudnia 2009 roku, głęboko zmodyfikował unijne akty prawa i procedury; radykalnie zmienił zasady głosowania większością kwalifikowaną rozszerzając je na nowe obszary; wprowadził nowe, wysokie stanowiska unijne (m. in. przewodniczącego Rady Europejskiej, co jeszcze bardziej umocniło znaczenie brukselskiej eurokracji); sformułował nową aksjologię Unii; wniósł poprawki do jej celów; nadał jej osobowość prawną i dokonał wielu innych zmian. Dla podmiotowości państw członkowskich konsekwencją najbardziej szkodliwą jest spadek znaczenia sprawowanej rotacyjnie przez te państwa prezydencji Unii. Przed traktatem lizbońskim mogły one – choć tylko raz na kilkanaście lat przez pół roku, za to w znaczący sposób – realnie współkreować kierunki rozwoju Wspólnoty i w istotny sposób wpływać na bieżące zarządzanie nią. Po traktacie nastąpiło poważne zmniejszenie ich roli, a w konsekwencji ograniczenie zdolności Unii do rozpoznawania w porę pojawiających się nowych problemów często – celowo lub nie – z brukselskiej perspektywy eurokratów niezauważalnych.

Inne państwa członkowskie i negatywne konsekwencje brexitu

            Inny jest zestaw państw członkowskich: trzy nowe przybyły (Rumunia i Bułgaria w 2007 roku, Chorwacja w 2013), jedno (Wielka Brytania z dniem 31 stycznia 2020 r.) ubyło. Brexit zburzył istniejącą wcześniej wewnątrzunijną równowagę polityczną, instytucjonalną, funkcjonalną, a nawet światopoglądową i mentalną. Z Unii wystąpiło państwo będące ex aequo drugą/trzecią gospodarką Wspólnoty, kierujące się w swoich działaniach większym politycznym pragmatyzmem i  w mniejszym, niż Niemcy czy Francja, stopniu ideologicznymi mrzonkami. Zjednoczone Królestwo było największym i najważniejszym zabezpieczeniem przed utopijnymi pomysłami budowy europejskiego superpaństwa, armii europejskiej itp., rzecznikiem zdrowego rozsądku, a jako ojczyzna pojęcia fair play (ukutego wszak przez Williama Szekspira) także strażnikiem przestrzegania unijnych reguł gry, czyli traktatów. (Warto przypomnieć, że kiedy w 2005 roku, po odrzuceniu w referendach przez Francuzów i Holendrów Traktatu konstytucyjnego wielu prominentnych europejskich polityków – Jacques Chirac, Gerhard Schröder, Jean-Claude Juncker – proponowało kontynuację ratyfikacji odrzuconego głosem ludu projektu, to właśnie brytyjski premier Tony Blair jako pierwszy zakwestionował ideę takiego procederu.) Wielka Brytania była największym państwem członkowskim nienależącym do strefy euro, a zatem naturalnym liderem i adwokatem tej grupy państw tam, gdzie trzeba było blokować w Radzie niekorzystne dla nich propozycje. Nie należy też nie doceniać roli Brytyjczyków w podtrzymywaniu wysokiej rangi relacji euroatlantyckich, w obliczu zaprzysięgłego antyamerykanizmu Niemiec i Francji wcale nieoczywistej.

Arytmetyczna dominacja Niemiec i Francji i arytmetyczne osłabienie Europy Środkowej

Traktat z Lizbony, a później brexit doprowadziły do całkowitego odwrócenia siły głosów w Radzie Unii Europejskiej. „Większość kwalifikowana” w roku 2024 oznacza coś zupełnie innego niż w 2004, niemal przeciwnego. Na przykład dwadzieścia lat temu, zgodnie z obowiązującym wówczas traktatem nicejskim, siła głosów ważonych państw Europy Środkowo-Wschodniej (EŚW) stanowiła 87% siły głosów „Szóstki” założycielskiej Wspólnot europejskich; traktat lizboński zredukował ten stosunek do zaledwie 41% głosów (teraz wynikających już nie z traktatowych wag, tylko z liczby ludności poszczególnych państw). „Nicejska” siła głosów EŚW była blisko dwukrotnie większa (dokładnie: 1,71 razy) od łącznej siły głosów Niemiec i Francji, „lizbońska” po brexicie stanowi jej ułamek mniejszy od 0,67. Obrazowo można by stwierdzić, że względna siła EŚW w stosunku do tandemu Niemcy – Francja zmalała dwuipółkrotnie. W nicejskim systemie głosów ważonych Niemcy i Francja dysponowały łącznie niecałymi 17 proc. głosów, dziś mają ich blisko 34 proc. w części związanej z liczbą mieszkańców poszczególnych państw członkowskich. Jeśli działają wspólnie, te dwa kraje mogą praktycznie w każdej sprawie zmontować mniejszość blokującą wniosek legislacyjny Komisji: do utworzenia takiej mniejszości wystarczą cztery państwa członkowskie reprezentujące przynajmniej 35 proc. ludności Unii, a więc tylko o niecały 1 proc. mniej niż ma ta dwójka. To z tego odwrócenia realiów dotyczących głosowania bierze się widoczna uległość Komisji Europejskiej w stosunku do Niemiec i Francji, a przede wszystkim tak wielkie parcie tych dwóch krajów na wprowadzenie kwalifikowanej większości również w tych obszarach, które dotychczas – jak polityka zagraniczna czy obronna – wymagały jednomyślności.

Lewoliberalna, politycznie poprawnościowa krucjata

Pomiędzy rokiem 2004 a 2024 pogłębiona została dominacja lewicowo-liberalnej opcji ideologicznej. Bez żadnych podstaw, traktatowych czy wynikających z innych dokumentów międzynarodowych, narzuca ona swe własne zapatrywania jako jedynie dopuszczalne, „europejskie” i „demokratyczne”. Te odbiegające od mainstreamowych są pomijane, zniekształcane bądź stygmatyzowane, nie wyłączając przekonań ojców integracji. (O ich poglądach, nie mówiąc już o takich faktach jak procesy beatyfikacyjne Roberta Schumana i Alcide De Gasperiego, nie znajdzie się najmniejszej wzmianki ani w żadnych oficjalnych dokumentach Unii Europejskiej, ani na jej stronach internetowych, także tych „edukacyjnych”.) W ten sposób zbiór specyficznych przekonań, jeden z wielu możliwych, w dodatku – jak się wydaje – wcale przez większość obywateli nie podzielanych, urasta pod nazwą „wartości europejskich” (wyłącznie w lewicowo-liberalny sposób interpretowanych) do rangi panującej świeckiej religii. Genderowa „mowa wymuszona” („compelled speech”, według określenia profesora Jordana Petersona) coraz bardziej zbliża się do statusu języka obowiązującego wszystkich, a stosowne zapisy dotyczące już nie równości kobiet i mężczyzn, ale „równouprawnienia płci” znalazły się w proponowanych przez Parlament Europejski zmianach Traktatów. Aborcja – mimo że niezapisana w żadnej międzynarodowej konwencji, deklaracji czy karcie praw – z unijną Kartą Praw Podstawowych włącznie – forsowana jest właśnie jako prawo człowieka. We Francji od 2017 roku „przestępstwo utrudniania aborcji” (czyli, na przykład, przekonywanie kobiety, by nie poddawała się przerwaniu ciąży) podlega karze dwóch lat więzienia i 30 tysięcy euro grzywny („ustawa nr 2017-347 w sprawie zakresu przestępstwa utrudniania dobrowolnego przerywania ciąży”); ostatnio prawo do zabicia własnego nienarodzonego dziecka wpisano do francuskiej konstytucji. Naciski na przyjęcie jako powszechnie obowiązujących skrajnie lewicowych postulatów światopoglądowych w ostatnim okresie zarówno przybrały na sile, jak i przyspieszyły. Klimatystyczne absurdy w rodzaju Europejskiego Zielonego Ładu z góry skazują Unię na klęskę w gospodarczej rywalizacji z resztą świata, a jej obywateli w nieodległej przyszłości na wyrzeczenia, zubożenie i ograniczanie wolności.

Stan permanentnych kryzysów

W omawianym dwudziestoleciu Unię głęboko dotykały liczne kryzysy, z którymi radziła sobie kiepsko bądź wcale: kryzys migracyjny; zagrożenie terroryzmem; wzrost tendencji eurosceptycznych społeczeństw; względny spadek siły gospodarczej; marginalna w porównaniu z państwami członkowskimi (i niekiedy dwuznaczna) rola w walce z pandemią koronawirusa; kryzys przywództwa i autorytetu pogłębiany przez liczne, zamiatane pod dywan, skandale korupcyjne; a przede wszystkim de facto aprobata dla napaści Rosji na Gruzję, a później na Ukrainę. Na pełnoskalową agresję w lutym 2022 roku szybko i adekwatnie zareagowały Polska, państwa bałtyckie i (z wyjątkiem Węgier) EŚW, Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Kanada oraz NATO. Unia jako taka (częściowo – lecz tylko częściowo – z natury rzeczy) i jej największe państwa, Niemcy i Francja (one ze świadomego, politycznego wyboru) już nie. Wszystkie słabości Unii są przemilczane i skrywane pod grubą warstwą obowiązującego urzędowego optymizmu i frazesów pełnych „Europy”. Nawiasem mówiąc, permanentny kryzys Unii przejawia się również w starannym ukrywaniu stanu kryzysu.

Niebezpieczne otoczenie

Sytuacja międzynarodowa, zwłaszcza w bezpośrednim sąsiedztwie Unii, radykalnie zmieniła się na gorsze nie tylko za jej granicą wschodnią. Arabska wiosna, choć budziła nadzieje na ewolucję państw Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu w stronę modelu demokracji zachodnich, w znacznym stopniu przyczyniła się do politycznej destabilizacji regionu oraz napędza (i będzie coraz bardziej napędzać) nierozwiązywalny dotychczasowymi metodami kryzys migracyjny. Definitywnie rozwiały się akcesyjne perspektywy Turcji i to wcale nie tylko z powodu postępującej autokratyzacji rządów Recepa Tayyipa Erdoğana; w równym stopniu winę za to ponoszą te same państwa, które współodpowiadają za sytuację za wschodnią granicą Unii, czyli Niemcy (szczególnie) i Francja.

Państwa pierwszej i drugiej kategorii

Jako akceptowany proceder utrwaliło się coś, czego nie ma w traktatach, ale co często można znaleźć implicite w wielu decyzjach Komisji Europejskiej czy TSUE, nie mówiąc już o wypowiedziach zachodnich polityków i przedstawicieli unijnego mainstreamu: podział na państwa pierwszej i drugiej kategorii, „lepszych” i „gorszych”, mogących pouczać i pouczanych. Kiedyś zapytano ówczesnego przewodniczącego Komisji Europejskiej Jean-Claude’a Junckera o to, dlaczego Komisja nie dyscyplinuje przekraczającej od lat dopuszczalny poziom deficytu budżetowego Francji. – Bo to Francja – brzmiała odpowiedź. Prezesem niemieckiego Federalnego Trybunału Konstytucyjnego w Karlsruhe został czynny polityk (nawiasem mówiąc, oskarżany o niejasności finansowe i konflikt interesów), który do tego trybunału trafił prosto z Bundestagu, ale to polskiemu Trybunałowi Konstytucyjnemu zarzuca się brak bezstronności i upolitycznienie. Węgierska ustawa zabraniająca promowania ideologii LGBT w szkołach sama w sobie jest niezbyt kontrowersyjna, ale jest węgierska, więc ogłoszono ją „haniebną”; holenderskie czy belgijskie prawo zezwalające na zabijanie ludzi chorych i starych jest z założenia „europejskie” i „praworządne”. W narzucanie lewicowo-liberalnych wierzeń coraz mocniej angażują się Komisja, Parlament Europejski, a nawet TSUE, mechanizm ich wymuszania zawierają również proponowane przez Parlament zmiany traktatów.

Widmo zmiany traktatów czyli pani przedszkolanka chce uwłaszczyć się na przedszkolu

            Te zmiany traktatowe zredukowałyby kraje członkowskie do roli landów europejskiego superpaństwa, w którym dominującą rolę w odgrywałyby Niemcy, być może przy mniejszościowym udziale Francji. Państwa członkowskie utraciłyby resztki suwerenności w tych obszarach polityki, w których jeszcze ją posiadają (sprawy zagraniczne, obrona czy własna waluta), a nawet w stosunku do wartości konstytucyjnych, do których odwołują się, a które byłyby zastąpione zmodyfikowanym artykułem 2 Traktatu o Unii Europejskiej w radykalnej, lewicowo-liberalnej interpretacji. Ani polski rząd, ani polska opozycja pomysłu na politykę unijną nie mają poza – w pierwszym przypadku – posłusznym wdrażaniem wszystkiego, co pani przedszkolanka nakaże. Dwudziestolatek, który zatrzymał się w rozwoju na etapie kilkuletniego brzdąca nie chce widzieć, że przedszkolanka przymierza się do uwłaszczenia się na przedszkolu, przejęcia go.

Written by Dariusz Lipiński

01/05/2024 @ 16:00

Napisane w Bez kategorii

Dodaj komentarz